czwartek, 24 maja 2018

Gorączka | Mary Beth Keane


Są takie książki, po które sięgam z jawnym zaciekawieniem – w tym wypadku z tego względu, że historia przedstawiona w Gorączce inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami. Kim była Mary Mallon, nazywana „Tyfusową mary?” Ofiarą, czy morderczynią? Odpowiedź nie jest i nigdy nie będzie jednoznaczna.

Początek XX wieku: Mając piętnaście lat, Mary opuszcza Irlandię i przybywa do Ameryki, do Nowego Jorku. Po wielu peryferiach i trudnościach, udaje jej się pracować w zawodzie, który spełnia jej oczekiwania – zaczyna gotować dla ludzi, zostaje gospodynią w nowojorskich domach, zaspokajając podniebienia swoich pracodawców. W międzyczasie w jej życiu pojawia się ktoś, kto przynosi też uciechę jej sercu. Alfred staje się dla Mary podporą i z roku na rok odgrywa dla bohaterki coraz ważniejszą rolę, jednak szczęście nie trwa długo, kiedy okazuje się, że za Mary podąża śmierć…


Tyfus, to słowo, które w ówczesnych czasach mroziło krew w żyłach, a Mary Mallone, nie mogła się od niego opędzić, aż do końca swoich dni. W każdym domu, w którym pracowała, dochodziło do zarażeń i do zgonów, spowodowanych gorączką tyfusową. Chociaż sama nigdy nie chorowała, zaraza kładła cień na jej życiu, karierze i nie pozwalała jej oswobodzić się z wiecznego poczucia zagrożenia, którym kobieta była sama w sobie. Inspektor sanitarny, dr Soper uznał Mary za niezwykły przypadek nosiciela choroby, tym samym zsyłając ją na wyspę North Brother na East River, kompletnie izolując od społeczeństwa. Jej przypadek, to temat do szerokiej dyskusji – nie była to postać jednoznaczna i jej historię można interpretować na rożne sposoby.

Powieść od samego początku chwyciła mnie za serce i czytałem o losach głównej bohaterki z wielkim zainteresowaniem. Nie jest to książka przeładowana akcją i wachlarzem emocji, ale opisuje losy zwyczajnej kobiety, przedstawia historię burzliwej miłości, która poddana była ogromnej próbie. Właśnie ta naturalność i zwyczajność przedstawienia faktów nadaje książce smaku i potęguje jej wydźwięk. Mary Mallon, była prostą kobietą, a stała się jednostką, nad którą zaczęto prowadzić szeroki osąd, co robi się po dziś dzień. Czytelnik też jest do tego zmuszony – nie ma tutaj strony, po której można by się opowiedzieć, od początku, aż do końca pozostaje nam zastanawiać się nad słusznością postępowania Mary, jak i ludzi, którzy oskarżali ją o domniemane morderstwa. W międzyczasie widzimy też tę stronę życia bohaterki, której sprawa choroby nie dosięgnęła (choć na nią ewidentnie wpłynęła), lecz trawiła ją zupełnie inna zaraza. Rozłąka z Albertem, który jest moją ulubioną, a jednocześnie kontrowersyjną postacią w tej książce, wywierała na Mary druzgoczący wpływ. On sam, jako człowiek uzależniony i rozżalony, nie potrafiący sobie poradzić z życiem, nie wiedział, co zrobić, gdy odebrano mu kobietę, a media zaczęły przedstawiać ją, jako źródło wszelkiego zła. Obserwowałem rozwój ich relacji i niejednokrotnie krajało mi się serce. Był to drugi element (zaraz po wątku z osądem nad postacią Mary), który trzymał mnie przy lekturze. Sam finał powieści lekko rozdarł moje serce, a wielkie poczucie niesprawiedliwości dla Mary i Alberta, nigdy we mnie nie zniknie.


Książka jest pięknie napisana, styl niezbyt toporny i można łatwo wsiąknąć w zgrabnie opisane szczegóły z życia bohaterów. Gorączka zostanie na mojej półce i będę na nią spoglądał z niemałym sentymentem. Warto jest dowiedzieć się czegoś więcej o postaci Mary, chociażby z tejże książki, która jedynie oparta jest na jej prawdziwym życiu.

Moja ocena w serwisie goodreads.com: 4/5

Za egzemplarz przedpremierowy, dziękuję Wydawnictwu Literackiemu

Premiera książki: 23.05.18! 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz