Zostawiłeś
mi tylko przeszłość, to druga książka Adama Silvery, po
którą miałem okazję sięgnąć jeszcze na długo przed polska
premierą (planowaną na piątego września 2018) dzięki uprzejmości
wydawnictwa We Need YA. Jestem dumnym patronem tej
książki i cieszę się, że w końcu się u nas ukazała. Powieści
tego autora za każdym razem chwytają mnie za serce i czytając je,
trzeba być przygotowanym na szeroki wachlarz emocji. Oscylują wokół
smutku, żalu i poczucia straty, którą prędzej czy później
odczuwa każdy i każdy na swój sposób musi sobie z tym poradzić.
Z
Zostawiłeś mi tylko przeszłość nie było inaczej: mamy
tutaj opowieść o Griffinie, który cierpi na zaburzenia
obsesyjno-kompulsywne, jest wielkim fanem Pottera i nie do końca
odnajduje się w rzeczywistości. Z drugiej strony, jego chłopak –
Theo (fan Gwiezdnych Wojen) wierzy w światy równolegle i
cieszy się szczęściem, które daje mu Griffin, aż do momentu, w
którym musi go opuścić. Najpierw na dni, miesiące, a później…
na zawsze.
Książka
rozgrywa się na dwóch płaszczyznach: poznajemy przeszłość i
śledzimy wydarzenia teraźniejsze. To prosta struktura, która
pozwala na płynne przejścia między wydarzeniami i czytało się to
doskonale! Griffin jest postacią, która opowiada nam o tym, co
zostawił mu Theo – wspomnienia. Niektóre piękne i dające wiarę
w to, jak cudowny może być związek dwóch młodych chłopaków.
Inne zaś pokazują trudną stronę ich relacji i wydarzenia, które
doprowadziły do rozstania. Wszystko jest sprytnie zaplanowane i im
dalej zagłębiamy się w powieść, tym szerszej nabieramy
perspektywy, a niektóre fakty mogą rzucić cień na postać zarówno
Griffina, jak i Theo. Są jeszcze Jackson i Wade, ale grają oni
tutaj rolę pośrednią (choć nadal istotną), prowadzącą naszego
bohatera do pogodzenia się z losem i jakoby ponownego odnalezienia
siebie, co bardzo mi się spodobało.
Każda
z postaci (także pobocznych) jest dobrze wykreowana. Nie miałem
poczucia, ani przez moment, że ta opowieść jest przerysowana, a
wydarzenia niewiarygodne. To mogło zdarzyć się naprawdę i ta
wiarygodność jest sporym atutem tej książki. Takie rzeczy się
dzieją – ludzie umierają każdego dnia, lecz inni zostają, żyją
dalej i muszą pogodzić się z trudnym rozstaniem (prawdopodobnie)
na wieczność (nie będę rozprawiał tutaj o tym, czy istnieje
druga strona, po której wszyscy się spotkamy, bo dzisiaj nie o
tym). Lubię Silverę właśnie za to, że porusza tematy ważne.
Jego historie nie są cukierkowe, a potrafią zmusić do myślenia i
analizowania rzeczywistości. Dlatego uważam, że są niezwykle
unikatowe i powinny mieć szczególne miejsce na półkach księgarni
i w sercach czytelników.
Moja
biedna dusza z każdą stroną rozdzierana była na kawałeczki. Żal
i nostalgia aż się wylewają z kart tej książki. Zawiedziony
byłem jedynie faktem, że zaburzenia Griffina nie były opisane aż
tak dokładnie, jakbym tego oczekiwał. Dopiero w drugiej połowie
książki zacząłem zauważać, że miały jakikolwiek wpływ na to,
co się działo w jego życiu. Gdyby autor dał nam troszkę więcej,
byłbym zadowolony w stu procentach. Niemniej jednak, doceniam, że
Silvera w ogóle targnął się na to, żeby pisać o zaburzeniach
obsesyjno-kompulsywnych, bo dotykają one coraz większą ilość
osób, a świadomość ich posiadania, czy w ogóle istnienia (jak mi
się wydaje) jest stosunkowo mała.
Podsumowując,
ta książka będzie idealna pozycją na jesienne wieczory. Polecam
ją nie tylko nastolatkom, młodym dorosłym, ale wszystkim, bo
poszerza horyzonty i pozwala zaznajomić się z nieco innym
spojrzeniem na rzeczywistość.
Ta historia rozdziera duszę na kawałki, żeby później, z każdą kolejną stroną, czytelnik wraz z bohaterem mógł poskładać ją na nowo. Silvera zaskakuje po raz kolejny. Przepełniona żalem i nostalgią, niesamowita i zmuszająca do myślenia opowieśc. Unikat w swoim gatunku!
Goodreads: 5/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz