wtorek, 14 sierpnia 2018

Trochę o klasyce: Nowy wspaniały świat | Aldous Huxley


Za dzieło Huxleya chciałem zabrać się już od bardzo dawna, żeby skonfrontować jego antyutopijną wizję przyszłości z tą wykreowaną przez George'a Orwella w Roku 1984 (ale nie, ten wpis nie jest analizą porównawczą). Nadeszła w końcu ta chwila i dałem się porwać jakże płynnej historii wykreowanej z perfekcyjną dokładnością i skrupulatnością – Nowy Wspaniały Świat, to dzieło, któremu nie da się oprzeć, kiedy już czytelnik wsiąknie i zacznie kontemplować nad sensem wydarzeń w niej opisanych, pragnie czytać dalej. Potem nadchodzi moment zawahania i pojawia się strach przed realnym zagrożeniem urzeczywistnienia słów i mrocznych wyobrażeń autora, co sprawia, że opowieść staje się jeszcze bardziej interesująca i angażująca.


Rok 2541, era Forda (i nie, nie chodzi o markę samochodu). Świat kompletnego zorganizowania i absolutnej szczęśliwości (bo jakżeby inaczej). Ludzie powstają, a raczej są tworzeni przez klonowanie i sztuczne zapładnianie (jak w Gwiezdnych Wojnach, czy coś…). Owe jednostki są od podstaw programowane i przypisywane do kast, w których żyją. Wszystko jest usystematyzowane i zaplanowane – nie ma czasu, ani miejsca na jakikolwiek błąd. Czujesz się źle? Zażyj somę. Soma, jest dobra na wszystko. Czujesz się inny, wyobcowany, masz wątpliwości, co do działania systemu? Cóż… dopowiedz sobie resztę. Spoiler: nie widzę tego w jasnych barwach.

Wciągnąłem się w tę książkę od pierwszych stron. Czekając na przystanku za jednym tramwajem, a potem za drugim, pochłonąłem kilka rozdziałów, nie zdając sobie sprawy nawet gdzie te wszystkie strony umknęły. Nie mogę powiedzieć, że czytało się tę powieść lekko i przyjemnie, bo (na szczęście) nie takie emocje miała we mnie wywołać – brnąłem (celowo używam tego słowa) dalej, odkładając ją po drodze kilka razy, gdyż przez niektóre fragmenty jeżyły mi się włosy na rekach, a przez inne moja twarz wyrażała stan permanentnego what the fuck. Styl Huxleya nie jest niesamowicie bogaty, lecz dopasowany do opisywanych wydarzeń. Same zobrazowanie procesów dotyczących narodzin dzieci, wyjaśnienia o działaniu systemu i wielu innych rzeczach są potrzebne, aczkolwiek niekiedy trudne do ogarnięcia umysłem. Mimo to, po chwili skupienia, da się w to wciągnąć, a potem przewracać kartki z ochotą, by dowiedzieć się więcej. Tylko to „więcej” wywoływało u mnie ciarki na plecach. Ale taki urok tej książki – jest straszna!

To jest historia, która została wydana w 1932, a nie było czasów, w których byłaby bardziej aktualna, niż te, które nastały teraz. Warto się z nią zapoznać, nie tylko dlatego, że w pisuje się w kanon literatury klasycznej – ona pozwala spojrzeć na rzeczywistość z innej strony i zmusić do chwili namysłu, kontemplacji.


Co do Roku 1984, to tak, te książki wiele łączy, lecz sposób opowiadania i kreślenia fabuły są nieco inne. Czy jestem w stanie powiedzieć, która z nich podobała mi się bardziej? Nie. Obie są istotne i zajmują specjalne miejsce na mojej półce. Zapewne nie raz do nich powrócę.

Moja ocena 4/5.

1 komentarz:

  1. Zarówno Orwella jak Huxleya czytałam wiele lat temu i pamiętam jak bardzo przeżyłam obydwie te powieści. Są niezmiernie emocjonalne i refleksyjne a co uderza najbardziej to właśnie ponadczasowość tego co autorzy w nich zawarli. Bardzo dobrze, że piszesz o tych książkach bo niezmiernie istotne jest by zapoznało się z nimi jak najwięcej osób. W końcu klasyki nie gryzą :)

    OdpowiedzUsuń