Za dzieło Huxleya chciałem zabrać się już od bardzo dawna, żeby skonfrontować jego antyutopijną wizję przyszłości z tą wykreowaną przez George'a Orwella w Roku 1984 (ale nie, ten wpis nie jest analizą porównawczą). Nadeszła w końcu ta chwila i
dałem się porwać jakże płynnej historii wykreowanej z
perfekcyjną dokładnością i skrupulatnością – Nowy
Wspaniały Świat,
to dzieło, któremu nie da się oprzeć, kiedy już czytelnik
wsiąknie i zacznie kontemplować nad sensem wydarzeń w niej
opisanych, pragnie czytać dalej. Potem nadchodzi moment zawahania i
pojawia się strach przed realnym zagrożeniem urzeczywistnienia
słów i mrocznych wyobrażeń autora, co sprawia, że opowieść
staje się jeszcze bardziej interesująca i angażująca.
Rok
2541, era Forda (i nie, nie chodzi o markę samochodu). Świat
kompletnego zorganizowania i absolutnej szczęśliwości (bo jakżeby
inaczej). Ludzie powstają, a raczej są tworzeni przez klonowanie i
sztuczne zapładnianie (jak w Gwiezdnych
Wojnach,
czy coś…).
Owe jednostki są od podstaw programowane i przypisywane do kast, w
których żyją. Wszystko jest usystematyzowane i zaplanowane – nie
ma czasu, ani miejsca na jakikolwiek błąd. Czujesz się źle? Zażyj
somę. Soma, jest dobra na wszystko. Czujesz się inny, wyobcowany,
masz wątpliwości, co do działania systemu? Cóż… dopowiedz
sobie resztę. Spoiler: nie widzę tego w jasnych barwach.
Wciągnąłem się w tę
książkę od pierwszych stron. Czekając na przystanku za jednym
tramwajem, a potem za drugim, pochłonąłem kilka rozdziałów, nie
zdając sobie sprawy nawet
gdzie te wszystkie
strony umknęły. Nie mogę powiedzieć, że czytało się tę
powieść lekko i przyjemnie, bo (na szczęście) nie takie emocje
miała we mnie wywołać – brnąłem (celowo
używam tego słowa)
dalej, odkładając ją po drodze kilka razy, gdyż przez niektóre
fragmenty jeżyły mi się włosy na rekach, a przez inne moja twarz
wyrażała stan permanentnego what
the fuck. Styl
Huxleya nie jest niesamowicie bogaty, lecz dopasowany do opisywanych
wydarzeń. Same zobrazowanie procesów dotyczących narodzin dzieci,
wyjaśnienia o działaniu systemu i wielu innych rzeczach są
potrzebne, aczkolwiek niekiedy trudne do ogarnięcia umysłem. Mimo
to, po chwili skupienia, da się w to wciągnąć, a potem przewracać
kartki z ochotą, by dowiedzieć się więcej. Tylko to „więcej”
wywoływało u mnie ciarki na plecach. Ale taki urok tej książki –
jest straszna!
To jest historia, która
została wydana w 1932, a nie było czasów, w których byłaby
bardziej aktualna, niż te, które nastały teraz. Warto się z nią
zapoznać, nie tylko dlatego, że w pisuje się w kanon literatury
klasycznej – ona pozwala spojrzeć na rzeczywistość z innej
strony
i zmusić
do chwili namysłu, kontemplacji.
Co do Roku
1984,
to tak, te książki wiele łączy, lecz sposób opowiadania i
kreślenia fabuły są nieco inne. Czy jestem w stanie powiedzieć,
która z nich podobała mi się bardziej? Nie. Obie są istotne i
zajmują specjalne miejsce na mojej półce. Zapewne nie raz do nich
powrócę.
Moja ocena 4/5.
Zarówno Orwella jak Huxleya czytałam wiele lat temu i pamiętam jak bardzo przeżyłam obydwie te powieści. Są niezmiernie emocjonalne i refleksyjne a co uderza najbardziej to właśnie ponadczasowość tego co autorzy w nich zawarli. Bardzo dobrze, że piszesz o tych książkach bo niezmiernie istotne jest by zapoznało się z nimi jak najwięcej osób. W końcu klasyki nie gryzą :)
OdpowiedzUsuń